Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/115

Ta strona została skorygowana.
111

swego malarstwa. No, a pan trzymaj się swego magistratu, to bezpieczniejsze. Teraz — tu rozejrzał się po salonie, w którym już tańczono zawzięcie — może sobie trochę poskaczecie.
Wejwara wstał, ukłonił się Pepci i za chwilę znaleźli się w kole tancerzy.
Pan Kondelik, pochylając się do małżonki, mówił starym, dobrotliwym sposobem:
— Już się o niego nie boję. Wszystko po dawnemu, stara, zdaje się, że o Pepci myśli poważnie...
Nie, takiego obrotu nie oczekiwała pani Kondelikowa. Nie mogła się opanować, oczy jej zwilgotniały. Gdyby byli sami, padłaby mężowi na szyję. Była niezmiernie szczęśliwą i prawie żałowała, że nie może w tej chwili pofolgować wewnętrznemu nawałowi uczucia i wzruszenia. Tak w niej wszystko falowało, wzdymało się. Ach, szczęśliwe, piękne, błogie przedstawienie! Błogosławiony „Brzecisław i Jitka!“
Pani pochwyciła pod stołem rękę małżonka i rzekła cicho, patrząc na niego pływającemi we łzach oczyma:
— Tyś dobry, staruszku! Nigdym się co do ciebie nie myliła!
Pan Kondelik obcinał sobie świeże „britanika”.
W ten sposób rozstrzygnęła się kwestya, czy pan Wejwara może się starać o Pepcię...
Po północy, kiedy Wejwara odprowadził rodzinę do domu na Jecznej ulicy, podał mu ojciec Kondelik zupełnie po przyjacielsku rękę i rzekł:
— Widzisz pan, panie Wejwaro, już się nawet