dwoma siodłami, to by się nam dobrze jeździło na wycieczki, bez tramwaju, bez kolei...
Idąc do domu, postanowił Wejwara, kupić sobie zaraz jutro Rivnača „Przewodnik po Królestwie Czeskiem”, ażeby go już nie spotkała podobnie niemiła przygoda.
Mistrza Kondelika godziło z dotychczasowemi nieudanemi wycieczkami „na świeże powietrze”, szczęśliwe ich zakończenie. Nawet ową fatalną „tajemną” wycieczkę wspominał później z pewnem zadowoleniem, gdy już dawno należała do przeszłości. W monotonnem jego życiu była to ogromna awantura, z której się czuł dumnym niemal, i która im dalej, tem więcej rosła w jego wspomnieniach. Pochlebiał sobie, że wykonał coś wielkiego, że ma rzadkie doświadczenie, jakiem nie każdy śmiertelnik pochlubić się może.
Dalsze dwie wycieczki z rodziną były jeszcze niewinniejsze, a koniec ich jeszcze przyjemniejszy, ale takiemi przedstawiały mu się dopiero wtedy, kiedy się po nich kilkakrotnie i należycie wyspał. Był prawie wdzięczny, że mu podawały tyle materyału do wesołego podrwiwania sobie z Wejwary, który cierpliwie znosił wszystkie wylewy mistrza. Wszak mu to znowu pani Kondelikowa swoją uprzejmością,