nę na duży statek! Możemy wsiąść na mały statek Goldmana, tu na dole, w łasze.
— Na te orzechy? Toć utonięcie na pół pewne! Tam nie wsiądę nawet za...
— Szanowny panie — nalegał Wejwara — niema żadnej obawy, tylu ludzi niemi płynie...
Połączonym prośbom pana Wejwary i kobiet udało się nareszcie wzruszyć pana Kondelika, że zeszedł ku przystani małych statków, choć kiedyindziej przy samem spojrzeniu na nie doznawał strachu i zawrotu.
Pan Kondelik odważył się wsiąść w „orzech”, ale rodzina wyrzec się musiała Zbraslavia.
— Jeżeli chcecie, pojedziemy do Chuchli, ale dalej od Pragi nikt mnie na tych nieckach nie wyciągnie!
Nikomu nawet do głowy nie przyszło sprzeciwiać się, szczególniej Wejwara zgadzał się na wszystko. Miał ciągle w pamięci los pierwszych wycieczek i nie chciał panu Kondelikowi dać najmniejszej przyczyny do wyrzutów. Prosił w duchu Boga, aby los, który się tym czterem skromnym turystom do pięt przylepił, chciał dokonać swego dzieła.
Kasyerka w lakierowanej budce sprzedała panom cztery bilety do Chuchli i dodała, że statek wkrótce wypłynie. Damy były pierwsze na mostku. Panna Pepcia skoczyła naprzód, za nią z rozwagą i ostrożnie postępowała matka.
Mistrz Kondelik odrzucił właśnie niedopałek cygara, spojrzał za nim, jak zasyczał w wodzie, i zapalał sobie na drogę wyborne virginia, przyczem Wej-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/152
Ta strona została przepisana.