— Za kogo! Za mnie i za kobiety! — rzekł podrażniony mistrz.
Ale nagle zoryentował się, wyciągnął rękę z biletami ku Wejwarze i zawołał:
— Na Boga, człowiecze! Wszak one jadą bez biletów! Tu mam wszystkie, ani o tem pan nie pamiętałeś!...
Wejwara nie odpowiedział.
Nie pojmował, w jaki sposób i za to jeszcze ma być odpowiedzialny, że pan Kondelik włożył wszystkie bilety do kieszeni.
— Człowiecze magistracki, one jadą bez biletów! — powtórzył mistrz. — Zaaresztują nam je, że jadą bez biletów, na „gapę.”
Na biednego Wejwarę wystąpił pot.
Pepcię zaaresztować! Ale nie, tego być nie może!
— Proszę pana, w najgorszym razie zapłaci pani podwójnie.
— Czem zapłaci, nieszczęsny człowiecze! — tłumił pan Kondelik gwałtowny wybuch, ażeby otoczenie nie słyszało — czem, powiedz! Kobieta nie ma przy sobie nigdy nawet krajcara, cóż dopiero gdy jedzie z mężem. Z tego może być kolosalny skandal!
Wejwara patrzył uparcie w wodę, jakby mierzył odległość między tym statkiem, a tym, który dawno zniknął; chyba skoczyć w wodę i za damami popłynąć.
Podobnie karkołomne myśli przerwał mu nagle mistrz:
— Dobrze im tak, Wejwaro! Przynajmniej je to wyleczy — zupełnie im odbierze chęć do wycieczek.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/156
Ta strona została przepisana.