20
dzina repetycyjna jest jak od Boga zesłana, aby się Pepcia trochę przygotowała...
Pan Kondelik znowu mieszał kawę, pociągnął trochę i rzekł teraz powoli:
— Pamiętaj, Betty, że Pan Bóg zsyła mór, głód i wojnę, ale żadnych godzin tanecznych. To jest wymysł ludzkiej przewrotności.
Póki się mistrz Kondelik trzymał kwestyi, umiała z nim pani Kondelikowa polemizować, chociażby całe godziny, a nawet zwykle z powodzeniem. Ale gdy jej zboczył na „weksel,” jak ona mawiała, i gdy zaczął tonem przedrzeźniającym, jak właśnie teraz, z niej pokpiwać, traciła spokój i równowagę, a czasem się nie opanowała, ażeby się także po dziecinnemu nie rozsierdzić.
Pani Kondelikowa poczuła prawie żal. Więc napróżno nagotowała klusek z wątroby do zupy! Daremnie trudziła się kotletami! Daremnie gniotła kołacz twarogowy! Wszystko to uczyniła, wierząc mocno, że małżonek w dobrym humorze powie: ale to się rozumie — niechaj Pepcia idzie na repetycyjną godzinę.
Pepcia! Pani Kondelikowa przypomniała sobie teraz, że córka słucha w kuchni za drzwiami, śledząc z zapartym oddechem słowa rodziców i że może już się jej łzy cisną do oczu, gdy słyszy, jak ojciec jest nieubłagany!
A pani Kondelikowa nigdy nie znosiła łez córki. Wszak jest to jej dziecię jedyne! Wszak kto wie, ile płaczu ją czeka w życiu dalszem, gdy matki przy niej nie będzie.
Pani podeszła ku stołowi, wzięła zaproszenie od