22
dzie na godzinę repetycyjną, nie pójdzie także na bal do Besedy.
Mistrz dopił resztę kawy, postawił filiżankę i spojrzał zadziwiony na małżonkę.
Nie spojrzała nawet na małżonka, ażeby poznać skutek swojego oznajmienia, lecz ciągnęła dalej:
— Tak, Kondeliku, tę sprawę zostaw mnie. Nie pójdę z nią na bal, ażeby mi tam siedziała przy murze, jak zarżnięta, jak anioł smutku na grobie, a po północy bym ją z płaczem odwiozła do domu. Ty tego nie wiesz, ale ja wiem, co się dzieje dziewczęciu, gdy tak wejdzie gdzieś po raz pierwszy i bez znajomości. Wiem, jak mnie było w podobnych okolicznościach. Siedziałam do północy, jak przylepiona smołą do krzesła, nikt o mnie nie zawadził, aż po północy jeden znajomy papy, oficyał, przerwał tę smołę. Rozumie się, że tak było tylko po raz pierwszy, potem miewałam tancerzy dosyć, tysiące...
— No widzisz, Betty — mówił Kondelik — każda miewa swój „pierwszy raz,” każda musi zacząć...
— Owszem, Kondeliku, i dlatego chciałam, ażeby Pepcia odchorowała swoją tremę u „Karafiatów.”
— Że też tak między tych chłopaków pędzisz, Betty!
— Nie, Kondeliku, to nie żadne chłopaki, to młodzieńcy już poważniejsi, chodzili przed laty na tańce. Wszak widzisz, że jest to „stara gwardya.” Są między nimi członkowie Besedy i ci nie opuściliby Pepci na balu. Nie myśl, Kondeliku, abym ją pro-