Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

26

ty. Powiem ci: jak żyję nie słyszałem o tych Karafiatach, chciałbym wiedzieć, po czemu łokieć. No dobrze, teraz wiem. Pozwól Betty, że pójdę się położyć i godzinkę sobie zdrzemnę, chcę mieć spokój! A do tych zaprzepaszczonych Karafiatów idźcie sobie! Ale ja, Betty, ja z wami nie pójdę. Ja sobie posiedzę na górze w Mieszczańskiej, nie namawiajcie mnie na tę zabawę.
— Uchowaj Boże, staruszku — odpowiedziała pani Kondelikowa — tam wystarczę sama najzupełniej. My potem wstąpimy tylko po ciebie.
Karafiaci zwyciężyli, po twarzy pani Kondelikowej przebiegł nieznaczny uśmiech.
Pan Kondelik wdział szlafrok, pośpieszył do sypialni i położył się na starej, skórzanej kanapie.
Pani Kondelikowa zabrała filiżankę po kawie i wyszła do kuchni. Kasia, cała spocona, szorowała naczynia, miała dziś dzień wychodni. Pepcia stała w kącie przy szafce i wycierała miękką ścierką szklanki. Gdy skrzypnęły drzwi, odwróciła się do połowy, oczy jej były zaczerwienione. Słyszała pierwszą połowę rozmowy matki z ojcem i nie obroniła się łzom żalu.
Pani Kondelikowa postawiła kufelek, wzięła jakiś rondelek z resztkami obiadu i pokazując inny, rzekła do córki:
— Chodź Pepciu, weź to do spiżarni.
Pepcia wzięła rondelek i bez słowa wyszła za matką do sieni.
— Posłuchaj, dziecię — przemówiła pani Kondelikowa, gdy się drzwi kuchni zamknęły — zawsze ci mówię: nie naciągaj mi zaraz multanków. Wiesz, że