Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/41

Ta strona została skorygowana.
37

Takie odznaki, wstęgi, emblematy i monogramy są przy uroczystościach tanecznych rzeczą arcypoważną, czasem najpoważniejszą. Zwykli członkowie Karafiatów, bez tych ozdób, spoglądali na dekorowanych towarzyszów z pewną zawiścią i tylko jedna myśl ich pocieszała:
„Za rok, może, będę wybrany.”
W salonie tanecznym obchodził fortepian pianista, chudy mężczyzna w „cesarskim” surducie, szytym prawdopodobnie na postać chudszą jeszcze. Mąż ten zdejmował co chwila binokle z nosa i ocierał je, z pewnością po raz już dwudziesty. Chwilami znowu wstępował na podyum i pajęczynowemi palcami przebiegał niektóre klawisze, jakby się przekonywał, czy fortepian nastrojony.
Nie był to codzienny pianista pana Kaśka, lecz specyalnie zamówiony „mistrz koncertowy” Karafiatów, który grywał im już dawniej i o którym byli organizatorowie przedłużonej godziny przeświadczeni, że jest w nich najlepiej „wgrany.”
Już od godziny pół do ósmej schodziły się zaproszone damy.
Matka i córka, matka i córka, czasem także matka i dwie córki. Zresztą były tu i panienki z opiekunkami, czy „przyzwoitkami” pożyczonemi, z ciotkami, matkami chrzestnemi, sąsiadkami i t. p.
O trzy kwadranse na ósmą weszła do przedpokoju pani Kondelikowa z Pepcią.
Jakkolwiek pani się starała, aby patrzeć jaknajłagodniej, „ciepło”, miał wyraz jej twarzy jednak coś w sobie sztywnego. Zawiniła tu ważność chwili. Pani Kondelikowa czuła, jak jej w tej uroczystej chwili