Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/64

Ta strona została skorygowana.
60

Pani rzuciła karcące spojrzenie na małżonka, jakby chciała rzec:
— Ależ, tatku, miej przecież rozum.
I powróciła znowu spojrzeniem ku Wejwarze.
Wtem młody człowiek, jakby na sobie poczuł dotknięcie dwojga oczu, spojrzał nagle i prosto ku towarzystwu pod dębem. Poznał odrazu te trzy osoby, z któremi łączyły się dziwne wspomnienia i zarumienił się, jak przedtem Pepcia. Zdawało się, że chwilę rozważa, co czynić, ale już uchylił czapki, ukłonił się głęboko, a usta jego się poruszyły. Widocznie tu pod drzewo biegło jakieś uczciwe pozdrowienie.
— No, ukłoń się także, staruszku — rzekła pani Kondelikowa — kiedy nas wszystkich spostrzegł.
— Wszakże go nie znam nawet — odpowiedział mistrz Kondelik, zdjąwszy kapelusz i machając nim ku Wejwarze.
— Ale wiesz, kto to jest — odparła pani — wszak pan Hupner powiedział ci wszystko.
— Wiem tylko, że chętnie tańczy w kaloszach — mówił mistrz — ale dziś ich nie ma.
— Daj już spokój, mężu — gniewała się pani. — To się może przytrafić każdemu.
I jakby chciała poprawić gadatliwość męża, która wprawdzie nie mogła dolecieć do ucha Wejwary, skinęła głową powtórnie i jaknajuprzejmiej.
Czy był pan Wejwara ośmielony tem uprzejmem skinieniem? Czy zdecydował się przedtem już, że się przybliży, czując, że musi coś wyjaśnić, lub wytłómaczyć? Krótko mówiąc, młody człowiek wyrzekł kilka słów do towarzyszów na ziemi — i zmie-