— Za dwa tygodnie będzie piękna wycieczka, tajemna, może nawet nocna, toby pan już mógł iść z nami, proszę pana.
— Tajemna wycieczka? — pytał Kondelik nieufnie. — Czy to nie jest coś zakazanego?
— Ależ, proszę pana, ona tylko dla członków jest tajemna. Idzie się i nikt nie wie dokąd. Uczestnicy dzielą się na dwie, trzy grupy i na oznaczonem miejscu się zejdą.
— Jak się tam zejdą, gdy nikt nie wie, dokąd dzie? — pytał Kondelik.
— Dowódcy otrzymują zapieczętowane koperty, w których jest kierunek drogi i cel pochodu oznaczony — objaśniał Wejwara.
— A nie może się to jakoś poplątać? — pytał Kondelik ciągle jeszcze nieufnie.
— O, nigdy! W jednej chwili zejdą się wszystkie szyki na miejscu. Rzecz wypróbowana.
Kondelik miał jeszcze jakieś ale.
— Ale to muszę mieć uniform!
— Za dwa dni można mieć gotowy, proszę pana — zapewniał Wejwara.
— Któż to szyje? — pytał Kondelik.
— Mnie szył Wawruszka — rzekł Wejwara i powstawszy, dodał: — dobrze leży!
Cała rodzina Kondelików oglądała Wejwarę, który się dwa razy ochoczo obrócił, i wszyscy przekonali się, że leży wybornie.
— Gdy nam się tak tatuś ubierze... — rzekła półgłosem Pepcia.
— Wyśmiewaliby się ze mnie, mnie to już nie uchodzi! — obawiał się ojciec.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/74
Ta strona została skorygowana.
70