Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/79

Ta strona została skorygowana.
75

mam tam tabliczkę. Tylko niech pan przyjdzie napewno, abym wszystko miał w porę.
Tego było zawiele!
Najśmielsze nadzieje Wejwary były prześcignione tem nieoczekiwanem zaproszeniem. Jest zaproszony do domu, przez samego mistrza, ojca! Jąkał się prawie, gdy zapewniał, że „na chwilę” zajdzie, ściskał wdzięcznie prawicę pana Kondelika, z bezbrzeżnem uszanowaniem wycisnął pocałunek na nicianej rękawiczce pani Kondelikowej i już tylko szeptem żegnał się z panną Pepcią.
— No, Pepciu, podaj rękę Sokołowi, wszak ci jej nie ukąsi! — rozkazał mistrz Kondelik.
Pepcia się zarumieniła, wyciągnęła rękę, malutką, okrąglutką, w rękawiczkach bez palców, tak, że Wejwara poczuł w swej dłoni ciepłe kończyki jej drobnych, różowych palców. Zdawało mu się, że drżą trochę, ale może to była jego ręka, co się tak trzęsła.
— Całuję rączki pani!...
Niech się stanie co chce. Wejwara rzucił się na głowę w to morze szczęścia. Schylił się i pocałował te miłe kończyki palców dziewczęcych.
— Patrzcie na tę żabę! — zawołał mistrz. — Ona się pozwoli w rękę całować!
Pepcia się zlękła, urwała. Wejwara nie zauważył, jak pani Kondelikowa gadatliwego małżonka trąciła pięścią w bok.
— Czego mnie trącasz, matko!
Pani Kondelikowa nie mogła wytrzymać i wybuchnęła śmiechem, a było to najładniejsze zakończenie. Wymieniły się ostatnie ukłony, mistrz wło-