słałbym żonę i Pepcię naprzód, abyśmy się tam spotkali; byłoby to wesoło...
Wejwara oczekiwał z napięciem tego pytania i propozycyi à propos pań.
Szperał, szperał cały tydzień, jaki jest cel tajemnej wycieczki i wczoraj, w czwartek, zwierzył mu się jeden z kierowników w wielkim sekrecie, że celem jest Karolowy Tyn.
Sokołowie wyjdą, częściowo wyjadą koleją zachodnią w sobotę wieczorem, damy mogłyby pojechać w niedzielę rano. Z pewnością pojedzie na Karolowy Tyn więcej Prażan, niż w każdą niedzielę letnią. Będzie tam jakaś zabawa, ach! sokolskie wycieczki i zabawy są wesołe!
Pani Kondelikowa przyświadczyła chętnie, że pojedzie, a Pepcia poskakiwała z radości, że będzie także na tajemnej wycieczce.
Oby tylko była pogoda!
W sobotę o godzinie szóstej wieczorem przyszedł Wejwara w pełnej paradzie do Kondelików, by mistrza malarza odprowadzić.
Przez jedno ramię wisiał mu pled, przez drugie lorneta w futerale, na lewym boku bujała się na rzemieniu skórzana torba „oficerska”, nabita, jak kiszka.
Czego ten Wejwara nie niósł na wycieczkę!...
Oprócz tego na prawym boku wisiała pod płaszczem sokolskim opleciona butelka, a za pasem miał kilka map „generalsztabek.”
Krótko mówiąc, był owieszony rekwizytami podróżnemi, jak choinka zabawkami.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/87
Ta strona została skorygowana.
83