Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/90

Ta strona została skorygowana.
86

— To bardzo źle — wołał pan Kondelik gniewnie. — To jest głupie! Takie wino sobie kupiłem! Co pan tam niesiesz?
— To karlsbadzka żołądkowa, proszę pana — odpowiedział Wejwara.
— Tysiąc piorunów! — klął pan Kondelik. — Zapomnieć wina! Nic nie pomoże, muszę kupić po drodze inne. Tylko gdzie, naprędce?!
Szczęśliwie sobie przypomniał wędliniarza Czerwenego na Karolowym placu, który sprzedawał wino, i już tam podążał obok kościoła świętego Ignacego. Wejwara spojrzał ukradkiem na zegar Nowomiejskiej wieży, było kwadrans do siódmej.
U Czerwenego wnosili właśnie świeże parówki z wędzarni i woni ich Kondelik się nie oparł. Obrócił się do Wejwary i rzekł:
— Słuchaj-no, młodzieńcze, tu moglibyśmy się trochę najeść. Kto wie, gdzie się jeść dostanie, a takich parówek niema na prowincyi.
Wejwara patrzył zaniepokojony na zegarek, ale nie odważył się oponować.
Usiadł i prosił Boga, aby się kolacya jaknajprędzej odbyła, i pochłaniał gorące parówki, aż sobie usta poparzył.
Mistrzowi Kondelikowi trzy pary nie wystarczyły. Kazał sobie dać jeszcze dwie i poprosił o butelkę wina. Wejwara dreptał niecierpliwie na progu sklepu, ociąganie się bowiem Kondelika napełniało go obawą, że się spóźnią.
Obawa ta była zupełnie uzasadniona i sprawdziła się, niestety!
Kondelik, wyszedłszy ze sklepu, przypomniał so-