Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/95

Ta strona została skorygowana.
91

dnakowo oddalone od Karolowego Tyna i zbliżały się z jednaką szybkością. Było widocznem, że pochody dobrze obliczono. Sokołowie się dobrze wyspali — każdy szyk gdzieindziej — i kroczyli raźnie i wesoło ku starodawnemu i pamiętnemu grodowi Karola.
Po pół godzinie zeszły się szyki pod Karlsztajnem i w dwóch ogrodach restauracyjnych zawrzało życie. Było tu zamówione śniadanie i zgłodniali piechurzy nie mogli doczekać się posiłku.
Po ósmej godzinie przyjechał od Pragi pierwszy pociąg z wycieczkowiczami, a między pierwszymi; którzy się przez rzekę przeprawiali, była pani Kondelikowa i panna Pepcia. Spieszyły do Budnian i wstąpiły zaraz do pierwszego ogrodu, gdzie się czerwieniły sokolskie koszule. Były pewne, że się spotkają z panem Kondelikiem i z Wejwarą, i ciekawe były usłyszeć, jak się „tajemna wycieczka” tatusiowi podobała.
Ale nie było tu ani Kondelika, ani Wejwary. Pepcia obchodziła badawczo stoły, raz i drugi, nie znalazła nikogo. Na swe pytania otrzymała odpowiedź, że także w drugiej restauracyi siedzi szyk Sokołów. Damy pośpieszyły więc tam, lecz i tu nie znalazły.Pytały Sokołów, ale Kondelika nikt nie znał — wszak był zupełnie nowym członkiem. Pytały o Wejwarę, i naraz odpowiedziało dziesięć głosów, jak bratu Wejwarze odjechał pociąg przed nosem i jak się wybrał z innym nieznajomym bratem, najniezawodniej pieszo na Karolowy Tyn.
— Ależ to właśnie był mój mąż! — wołała pani Kondelikowa wylękniona. — To był Kondelik — proszę was, panowie, niema go między wami?