Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/96

Ta strona została skorygowana.
92

I w jednej chwili zahuczało po ogrodzie: „Kondelik! Brata Kondelika się szuka!”
Nikt się nie zgłaszał. Pani Kondelikowa odchodziła prawie od przytomności, pannie Pepci nie wiele brakło do płaczu.
— Mój Boże i Matko Boska! Co się z nimi stało? Dokąd poszli? Sami we dwóch! Nie zabił ich kto w drodze? Nie ograbił ze wszystkiego, co mieli?
Wnet rozniosła się po szeregach Sokołów w obu ogrodach wieść o zniknięciu braci: Wejwary i Kondelika. Nikt się nie domyślał, gdzie mogli być.
— Może pozostali w Pradze — wtrącił ktoś.
— Ale gdzie tam! — zaprzeczyła pani Kondelikowa. — Wszak my wyjechałyśmy rano z domu, mąż do domu nie powrócił!
— Ale dokądże więc poszli, u dyabła! — zawołał któryś z naczelników. — Wszak nie znali celu drogi!
— Ależ znali — twierdziła pani — wiedzieli, że się tu idzie! Wszak dlatego przyjechałyśmy za nimi!
— W takim razie, niech się panie nie troszczą — uspakajał damy. — Jeżeli wiedzą, gdzie jesteśmy, znajdą nas. Zatrzymali się gdzieś, może zaspali, zobaczą panie, że przyjdą!
Ale humor pani Kondelikowej i Pepci zniknął. Usiadły w kącie ogrodu i tęsknie spoglądały na wesołe towarzystwo sokolskie, w którem brakło dwóch członków, na których im najwięcej zależało. Później Sokołowie powstawali, by obejrzeć zamek. Damy pozostały na dole. Nie zajmowało ich nic.