Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/99

Ta strona została skorygowana.
95

drogi na północ, że nareszcie zmęczeni wpadli na jakąś wieś nieznaną, gdzie przenocowali i że rano nie mógł pan Kondelik obuć nowych butów, ponieważ nogi jego przez długą drogę ogromnie były poodgniatane. Musiał sobie pożyczyć od parobka w karczmie butów innych, aby módz iść dalej. Ale pochód w tych grzbietówkach był jeszcze straszniejszy. Po dwugodzinnej drodze padł mistrz gdzieś w Trnienym Ujezdzie, a ponieważ chcieli być w Karlsztajnie, więc musieli wy nająć wóz drabiniasty.
Wejwara przemilczał delikatnie o wyrzutach, jakiemi go zasypywał mistrz i jak mu proponował, aby obrał sobie zawód przewodnika po Królestwie Czeskiem.
Na powrót do Pragi wybrali Kondelikowie z Wejwarą pierwszy pociąg wieczorowy i z dworca zachodniego odwoziła ich dorożka na ulicę Jeczną.
W dorożce było jeszcze dosyć miejsca dla osoby czwartej, — ale nikt nie prosił Wejwary, aby siadał. Byłaby to chętnie uczyniła pani, ale nie odważyła się, spojrzawszy na małżonka. Wydawał jej się tak strasznym, jak ten olbrzym z bajki o trzech złotych rogach.
Pan Kondelik ciągle jeszcze milczał i na nikogo nie spojrzał.
Gdy rodzina znalazła się w dorożce, podszedł Wejwara i prawie szeptem prosił mistrza:
— Prosiłbym o te buty... Jeśli pan pozwoli, postaram się je odesłać owemu parobkowi.
— Bądź pan tak łaskaw, bracie Wejwaro — mruczał pan Kondelik — a podziękuję mu w gaze-