brze jest, gdy się znajduje jeszcze ktoś oprócz rodziny.
Pan Slawiczek był kolegą Wejwary, trochę młodszy i w awansie daleko w tyle, dotąd służył jako kancelista. Czasem mignął w ogrodzie Mieszczańskiej besedy i nieśmiało ukłonił się rodzinie Kondelików, w której starszy i szczęśliwszy towarzysz zarezerwował sobie miejsce. Pani Kondelikowa dotąd nie uznała za stosowne młodzieńca tego jakoś zbliżyć do kółka rodzinnego, był dla niej zbyt młodym, niedoświadczonym, ale dziś można go prosić. Niech widzi pan Slawiczek, w jaką rodzinę wchodzi jego kolega Wejwara, i wogóle niech widzi, że Wejwara ma już obowiązki.
Pani Kondelikowa była dyplomatką. W każdym razie będzie to akt publiczny, a nigdy nie wiadomo, co się stać może. Wobec dwóch świadków sprawa nabiera pewności.
U Kondelików wszyscy już byli przygotowani do spaceru. Pepcia w żakieciku, tylko kapelusik włożyć na głowę. Pan Kondelik sarkał trochę w duchu, że go pozbawiają znowu niedzielnej drzemki po obiedzie, ale również był ubrany — więc po filiżance czarnej kawy wybierano się w drogę.
Jeszcze trochę krętaniny, tu parasolka, tu chusteczka, pan Kondelik szukał laski i chustki do nosa.
— Parasol wciąć trzeba na wszelki wypadek — przypomniała sobie nagle Kondelikowa.
Pepcia weszła do mieszkania, za nią tuż Wejwara.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/100
Ta strona została przepisana.