Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/105

Ta strona została przepisana.

na rodzinnem albumie, w którem przewracał kartki aż do zmęczenia, a gdy zaszeleścił klucz we drzwiach, podniósł oczy z fotografii Pepci, na którą dotąd, jak zahypnotyzowany spoglądał.
— Wejwaro! — zawołał mistrz Kondelik — do wszystkich dyabłów, jakim sposobem pan się tu dostał?
Oczy Wejwary spoczęły na twarzy Kondelika, a miały wyraz bolesny i pełen były wyrzutu, więc odparł żałośnie:
— Przecież mnie szanowny pan raczył zamknąć...
Pepcia nie wierzyła własnym uszom. Jakto, kochany Wejwara tutaj? I zapomniawszy o wszelkiej etykiecie, skoczyła do pokoju, ażeby się na własne oczy przekonać.
— Panie Wejwaro! — wykrzyknęła radośnie i chwyciła obiema rękami jego prawicę.
Pani Kondelikowa była jak we śnie. Śpieszyła za córką, ujrzawszy Wejwarę, spojrzała na małżonka i rzekła tylko dwa słowa:
— Ależ Kon-de-li-ku!
Lecz jak je rzekła! Było to tysiąc strzałów, wypuszczonych na głowę nieszczęśliwego małżonka.
— Do wszystkich dyabłów — wyrwało się z ust mistrza — coś pan tu robił?
— Poszedłem szukać parasola, jak mi szanowna pani poleciła.
Pan Kondelik tak był zmieszany, że się teraz