Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/116

Ta strona została przepisana.

ków łagodna, miła woń zimnego wędzonego ozora, potem napełniła jadalnię woń tłustej gęsiny, na różowo upieczonej.
Gdy pani Kondelikowa, podając gościom, podeszła do ciotuchny Urbanowej, pochyliła się ku niej i szepnęła:
— Dwie szklaneczki smalcu mam z tej gęsi Kasiu...



XVI.
Ręka w rękawie.

Wieczoru owego nie myślał Wejwara o jedzeniu. Patrzył na ozór wędzony, ale myślą był gdzieindziej, Nos jego czuł drażniącą woń ozora, ale w duchna człowiek odczuwa czasem i w duchu różne wonie, dawno zwietrzałe nawet — w duchu czuł Wejwara, upajającą woń raju, po którym stąpał z Pepcią. Patrzył przed siebie oczyma otwartemi, a jednak nie widział, co się wkoło niego dzieje. I prawie zląkł się, gdy usłyszał nad sobą głos pani Kondelikowej, która już po raz trzeci nakłaniała go do jedzenia.
— No, panie Wejwaro, gdzież pan się błąkasz, że pan nie bierzesz?...
I przysuwała do niego półmisek z ozorem.
Wejwara drgnął, sięgnął po widelec i nabrał dwa cieniutkie plasterki.