Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/130

Ta strona została przepisana.

wy będziecie sypiać w białem płótnie, tylko w białem, jak przystało na rodzinę urzędniczą...
Dużo jeszcze brakowało: obrusów, ręczników, bielizny dla Pepci, ubrania, a co najważniejsza: sprzętów i potrzeb kuchennych.
Ten wydatek czekał pana Kondelika.
Po obiedzie poklepała go pani Kondelikowa ręką po plecach i rzekła pieszczotliwie:
— Teraz, staruszku, trzeba sypnąć pieniędzmi, musimy czynić zakupy dla Pepci.
— Wiedziałem o tem! — wtrącił mistrz. — Ostatnia zwrotka każdej twojej piosenki brzmi: syp pieniążki. Nie zakup tylko całej Pragi! Czegoż potrzeba?
— Mój Boże, staruszku, wszystkiego potrzeba. Wyobraź sobie, że zakładasz nową rodzinę, a u Pepci musi być przynajmniej to samo, co i u nas. Przypomnij sobie, com ja wniosła w dom.
— No, no, no — oponował pan Kondelik — nie było to tak strasznie. Ileż to rzeczy nam brakowało, przypomnij sobie, co musiałem dokupować.
— Kondeliku! — rzekła surowo i prawie obrażona — czego było potrzeba, to było. Byłeś czeladnikiem malarskim, nie wiedziałam, za kogo idę, potrzebowałeś więcej gotówki do rzemiosła, niż parady do pokojów. Ale do ostatniej igły, do ostatniej szpilki dała mi matka wszystko. Kiedy ci się później powodziło, zacząłeś się bawić w pana i pragnąłeś tego, o czem przedtem nie wiedziałeś nawet — głównie dlatego, że widziałeś to w domach panów, u których