znajomym. Niech wiedzą, że Pepcia wychodzi za mąż i kto ją dostanie...
— Chcesz, ażeby bębnili po całem mieście? — zapytał mistrz.
— To nie żaden bęben, Kondeliku, to są zaręczyny i we wszystkich lepszych rodzinach zawiadamia się o zaręczynach przyjaciół rodziny. My jesteśmy także lepszą rodziną, Kondeliku, a na tę karteczkę zaręczynową cieszę się dziesięć lat! Nie będziesz miał żadnych kłopotów, Kondeliku, o to postara się Wejwara, on ma pewnego znajomego introligatora...
Pan Kondelik sięgnął do portfelu i zapytał:
— Wystarczy ci setka?
— Tymczasem wystarczy, staruszku, jutro dasz drugą...
Mistrz wyjął i tę drugą. Matka schowała starannie banknoty w portmonetkę i rzekła w kuchni do Pepci:
— Idź pocałować tatkę w rękę, dał nam na bieliznę dla ciebie.
Kiedy pan Kondelik wypił kawę, a udając się na obejrzenie robót, całował mamusię i mówił: „do widzenia,” dorzucił jeszcze następującą uwagę:
— Te „etykiety” o zaręczynach możesz kazać drukować, ale plakatów na rogi ulic nie dawajcie...
I już był za drzwiami.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pani Kondelikowa postanawiała, że wesele będzie na świętą Katarzynę, w trzy miesiące po zarę-