Zostaw talerz, Pepciu, kawałek mięsa zje z nami Franciszek...
Pepcia pogłaskała Franciszka po głowie — i Franciszek jadł.
Po sprzątnięciu ze stołu, mistrz Kondelik zapalił cygaro, a pani zaczęła:
— Posłuchajcie teraz, co umyśliłam: Wesele wyprawimy na świętą Katarzynę, trzeba się śpieszyć, ażeby zdążyć ze wszystkiem na czas. Czy zgadzasz się pan, Franciszku?
Wejwara zgodziłby się na wszystko.
— A ty, staruszku?
— Owszem, owszem — potakiwał mistrz.
— Zachodzi tylko pytanie, gdzie będziecie mieszkali? Która dzielnica wam się podoba?
O tem Wejwara nawet nie myślał. Dzielnica! Dla niego obojętne gdzie, byle tam była Pepcia.
— Jakie jest twoje zdanie, staruszku? — zwróciła się do mistrza.
— Sądzę, hm, hm, sądzę. Na Winohradach mam barak. Na drugiem piętrze jest tam mieszkanko, jakby stworzone dla was. Dwa pokoje większe, jeden mały, kuchnia, przedpokój, woda, gaz, w kuchni terrakota, ani jednego prusaka, słońce z dwu stron, a gdy tam będzie mieszkał ktoś z rodziny, to może dojrzeć, aby mi nie kradli. Płacić będziecie mało. Co pan mówisz na to, Wejwaro?
— O proszę, szanowny panie!
— Mów pan „tatusiu” — napomniała go uprzejmie pani.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/134
Ta strona została przepisana.