Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Ta zaś podniosła suchy palec wskazujący do wysokości czoła i rzekła jak dyplomata:
— Wierzę, droga pani, że nie wspomniał. Jeszczeby też miał wspominać, kiedy postanowił wyprzęgnąć i zacząć gdzieindziej. Żadny z niego byłby jurysta. Zwłaszcza, że na takich panów wszędzie zastawione...
— Z nas nikt na niego nie zastawiał, pani Mukensznablowo! — rzekła szorstko pani Kondelikowa — nie potrzebujemy tego.
— Ależ ja też tego nie podejrzewam — zawołała przybyła. — Panowie dzisiaj gdzieindziej posmakują, a gdzieindziej zasiądą do obiadu, to zwyczaj teraz ogólny.
Dama podczas rozmowy rozglądała się po pokoju i widząc stos bielizny niedoszytej skrajanego płótna, rzekła z dziwnym uśmiechem:
— Wyprawa! My także szyjemy, lata całe nad tem siedzimy, nie mogłam kupić odrazu dziesięć sztuk. Cud prawdziwy, żem ze swojej emerytury tyle mogła sprawić, a teraz, gdym się we wszystkiem musiała ograniczać, teraz...
Przy ostatnich słowach trąciła pogardliwie końcami palców kartę zaręczynową Wejwary.
Pani Kondelikowa siedziała i słuchała, jak we śnie. Przyszło to wszystko tak nagle, nieoczekiwanie, że była pomieszana, zawstydzona i wystraszona, wszystko jej wirowało przed oczyma, postać pani