Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/17

Ta strona została przepisana.

u Wondraczka litr ponczu, beczułkę kawioru, takiego, co to się pokrywa siwizną, gdy się na niego kapnie cytryny, pudło sardynek w oliwie i śpieszył do domu.
— Wejwara przyjdzie — oznajmiał na wstępie. Napisaliśmy także do pana Hupnera, staraj się, aby wszystkiego było dosyć.
Pani Kondelikowa nadziewała już drugiego zająca, panna Pepcia tarła serdelowe masło, Kasia obcinała ostrygom ogony i krzywiła się przytem.
— Za nic w świecie nie wzięłabym tego w usta — mruczała już chyba po raz piąty do Pepci z wyrazem wstrętu. — Jak to można jeść!
Mistrz Kondelik się kręcił, rozglądał się po stołach, po kuchni, badał, co się przygotowuje, napomniał Pepcię, aby ostrygi dokładnie posiekała i nie wypchała samą bułką i zapytał małżonkę:
— Jak to dziś będzie z obiadem, Betty?
Pani obtarła ręce fartuchem i trochę zakłopotana odrzekła:
— Właśnie chciałam cię prosić staruszku, ażebyś poszedł dziś gdzie do restauracyi na obiadek? Mamy tyle pracy, same obejdziemy się kawą. Wieczorem będziesz miał lepszy apetyt.
Już chciał mistrz wybuchnąć, ale jeden rzut oka na przygotowanie do kolacyi uspokoił go.
— Pójdę więc, Betty! — oświadczył wypogodzony. — Pamiętaj, ażeby nam wieczorem niczego nie zabrakło. Napisz sobie wszystko, co sobie przypomnisz, ażeby się po południu zaopatrzyć. Przyjdę na czarną kawę.
I poszedł, przemyśliwając, gdzieby się udać na