sta, rodzinna, kawałek zająca, kawałek języka nazimno, sznycel, pasztet z wątroby.
Mistrz Kondelik liczył razem z zasobami Konietopy.
— No, mistrzu, innym razem, dziś już Szarapatki nie opuszczę...
— Pan kasyer musi także przyjść! — zawołał mistrz. — O jakąś tam nadziewaną ostrygę nie chodzi!
— Jezus Marya, ślimaki, panie Kondeliku? — wołał Szarapatka — Czy macie ich dużo? Za niemi skoczyłbym w piekło...
Za pół godziny pędził mistrz do domu, ażeby oznajmić, że przyjdą także panowie Kocmich i Szarapatka, że zatem potrzeba dalszych dwu przyborów na stół.
— A przygotuj tylko sporo ostryg, bo za niemi poszedłby pan Szarapatka w piekło.
Pani Kondelikowej opadły ręce ze strachu na tę wieść.
— Staruszku — rzekła poważnie — dosyć już, dosyć! Po drodze zbierasz gości, gdyby w ten sposób dalej poszło, to musiałabym gotować do jutra.
— Czyż ich zbieram, Betty? — dąsał się mistrz. Oni mnie zbierają. Naraz cała Praga chciałaby u nas być. Odtąd już nikomu się nie pochwalę, że będziemy mieli rodzinnego Sylwestra. I trzeba będzie wyciągnąć stół...
— Ano, dobrze staruszku — uspakajała małżonka, która chciała cofnąć pierwsze słowa, ledwie je wymówiła — dobrze, wyciągniemy stół, położymy na
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/21
Ta strona została przepisana.