— Mamusiu — odezwała się Pepcia — pójdę także do kościoła, na ranną mszę, bym potem nie potrzebowała wychodzić z domu...
— Dobrze, dziecię, dobrze — aprobowała matka. Pomódl się szczerze i za mnie także. Ja sobie potem skoczę na kawałek sumy, gdy przyjdziesz do domu, teraz muszę czekać na tatkę.
Pepcia pocałowała matkę w rękę i poszła. Rozumie się do kościoła pójdzie najpierw do świętego Szczepana. Była tak rzewnie nastrojona, że postanowiła sobie dziś szczególniej gorąco się pomodlić. Wszak dziś...
Kiedy Pepcia odeszła, przyniosła sobie pani Kondelikowa dopiero filiżankę kawy, siadła wygodnie na kanapie i śniadała. Chwilami nasłuchiwała przy drzwiach sypialni, zkąd się odzywało głośne chrapanie. Tatce dobrze się spało, zegar wskazywał blizko dziewiątą, pani Kondelikowa postanowiła nie budzić męża. Niech sobie staruszek poleży. Zimą się nie maluje i mistrz przygotowywał sobie tylko szablony na lato, a miał ich tyle, że mógł się wziąć do przemalowania całej Pragi. Nie zasypiał więc sprawy. Zresztą wypił wczoraj u Beków siedem półlitrówek. Jest to cyfra żydowska co prawda, ale śpi się po niej dobrze.
W sypialni pana Kondelika cieplutko było, jak w łaźni, pani Kondelikowa paliła już w piecu ze dwie godziny. Wiedziała, jak lubi pan małżonek niedzielny ranek w cieple. Na stoliku pod oknem było wszystko przygotowane do golenia, w garnku na pierwszym kaflu grzała się woda, a na poręczy krzesła obok pieca wisiała świeża koszula i grzała się
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/29
Ta strona została przepisana.