także. W ten sposób przygotowywała pani Kondolikowa małżonkowi swemu wszystko już od dwudziestu zim. Znała jego słabe strony i czyniła im zadość.
Po chwili chrapanie zaczęło cichnąć, aż zamilkło zupełnie. Łóżko zatrzeszczało, i znów było cicho. Może się tatko tylko obrócił. Ale pani Kondelikowa nie dopiła jeszcze ostatniego duszka, gdy drzwi sypialni otworzyły się nagle i na progu ukazał się mistrz w białym swoim negliżu.
Ziewnął kolosalnie i rzekł do małżonki:
— Toście mi pozwoliły długo spać, Betty!
— Dzień dobry, staruszku! — witała go pani, — a cóż to szkodzi? Odpocząłeś sobie.
— Betty! — zawołał mistrz, i głos jego nagle nabrał wyrazu przestrachu. — Betty, miałem straszliwy, kryminalny sen!
Pani się wylękła prawie strasznego głosu małżonka, postawiła garnuszek i wytrzeszczyła oczy.
— Cóż znów, na Boga!
Mistrz Kondelik zaspany, w koszuli rozpiętej na piersi, z oczyma zaczerwienionemi wyglądał, jakby uciekł z palącego się domu. I jakby przed nim okropności snu znów występowały, nastroił głos swój jeszcze straszniej i opowiadał:
— Taki ci był mróz, aż w oknach szyby drżały! Siedzieliśmy sobie ładnie w domu, przy piecu, wtem przybiegł Wejwara i krzyczy: „Dalej! dalej! wszystko przygotowane!” Nie wiem nawet, dlaczego się nie broniłem, ale on wyglądał, jak dyabeł i wyciągnął mnie, wszystkich nas wyciągnął, ciebie i Pepcię także, nałożył nas na takie dziwne drabiniaste sanie, skoczył obok dyszla, trzasnął z bata i wiózł nas w ja-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/30
Ta strona została przepisana.