głosem pan Kondelik. — Czy to w Pradze mało restauracyj? W styczniu — i na Liszkę!
— Ale, staruszku, to tylko tobie wydaje się tak strasznem. Wejwara zaś ma młode nogi, Pepcia także...
— To niech sobie biega, kiedy ma młode nogi...
— Przecież nie może chodzić sam...
— Dlaczegoby nie mógł?!
— Nie możemy ich zostawić razem samych, jakby to wyglądało!
— To idź z nimi!
— Bez ciebie? Bez męża, bez jego przyszłego teścia?...
— Ze mną się nie żeni!
— Także mądrze powiedziałeś. Chyba to najmniejsza ofiara, jaką dla córki zrobić możesz. Wiesz, że Wejwara tak lubi chodzić na wycieczki...
— Niech sobie to zostawi na czas po ślubie! — krzyczał Kondelik. — Dziwię się, że go bawi mieć nas ciągle na karku!
— Ależ mężu — uśmiechnęła się pani Kondelikowa — cóżby to był za narzeczony, gdyby nie chciał mówić i chodzić z rodzicami swojej wybranej...
— Mógł sobie namówić dziewczynę bez rodziców, sierotę! — srożył się pan Kondelik.
— Powiem ci, staruszku — wymówiła pani Kondelikowa, wstając z kanapy — że nie wyglądasz wcale na dobrego ojca. Ile to trudności na każdym kroku czynisz dla swego dziecięcia! Wierz mi, lub nie wierz, ale przez ciebie te przechadzki stają nam się gorzkie, jak piołun. Spacer dzisiejszy jest naj-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/33
Ta strona została przepisana.