przed czemś nieznanem, tajemniczem, zagadkowem. Tak właśnie, jak teraz było, było bardzo pięknie i gdyby nie gniewne uwagi tatki czasami, nie byłaby może pomyślała nawet, że się to kiedyś zmieni, zakończy. Ale mimo te wszystkie nieokreślone, to tęskne, to znów lękliwe uczucia dziewczęcego serca, wzrastała w niej coraz potężniej świadomość, że będzie kiedyś tworzyć z Wejwarą całość nierozdzielną, że będą tworzyli drugą rodzinę obok rodziny ojca i matki, zupełnie niezależną, której głową stanie się tylko Wejwara. Nie nadarzyła jej się nigdy okazya, aby mogła wystąpić jakoś wojowniczo, ale jej „nieświadoma świadomość” przyszłego kiedyś zespolenia się z Wejwarą wyrażała się w umyśle Pepci słowami: „ja i Wejwara, albo lepiej jeszcze: Wejwara i ja”.
Powróciła do domu i zastała mamusię na przygotowaniach do obiadu. Spojrzała na nią i z wyrazu jej twarzy wyczytała, że wszystko jest w porządku. Wzajemnie matka, pojmując niewysłowione pytanie córki, mówiła:
— Miałam potyczkę z tatką, ale dobrze się skończyła. Nasz tatko o wszystkiem zapomina i dopóki siedzi w cieple przy piwku, jeździłby po całym świecie, choćby do Paryża, ale gdy dojdzie do tego!... No, cicho, pójdziemy na Liszkę, pójdziemy!
Pepcia pocałowała matkę w rękę i rzekła półgłosem:
— Że też tatko ze wszystkiego się umie wytłómaczyć...
Potem odeszła do pokoju, ażeby się rozebrać.
Pani Kondelikowa poszła za córką; słowa Pepci były dla niej pretekstem, aby jej rzekła to, na co
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/36
Ta strona została przepisana.