Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

stym konkurentem, byłby już narzeczonym, a to różnica, moje dziecię!
Pepcia paznogietkami poskubywała frendzle u płaszczyka, i nie odpowiadała. Matka patrzyła na nią chwilkę i rozpędziła się prosto do celu.
— Widzisz, Pepciu, może sobie pan Wejwara niedowierza, może się lęka odmownej odpowiedzi, aczkolwiek mógłby zauważyć, jak go kochamy. Mogłabyś tedy sama przy okazyi...
Pani Kondelikowa zamilkła, a Pepcia zawołała:
— Cobym mogła, mamusiu?
— No, kiedy sobie razem gawędzicie, a opowiadacie chyba różności, kiedy idziecie przed nami, lub za nami, mogłabyś mu rzec: „Panie Wejwaro, jeśli pan myśli o mnie poważnie, niech pan się oświadczy rodzicom i niech pan będzie pewny, że odpowiedź będzie przychylna”. Patrz, Pepciu, dziś jest właśnie rok, odkąd się znacie, ładny kawał czasu, wystarczający, ażeby się konkurent namyślił. Mogłabyś go trochę pobudzić, dodać mu odwagi, wiesz? Zobaczyłabyś potem, że tatko...
Pani Kondelikowa zastawiała się tatką, ale właściwie sama pragnęła gorąco, aby Wejwara „stanowczo przemówił”. Była przekonaną, że Wejwara myśli o rzeczy poważnie, ale gdyby „przemówił”, byłoby to zupełnie pewne. A potem cała ta scena! Z upragnieniem oczekiwała chwili, aby mogła Wejwarze tak szczerze uścisnąć rękę, aby mu wzruszonym głosem mogła odpowiedzieć: owszem, powierzymy ją panu! Nastąpiłyby uroczyste zaręczyny, Jakieby to było wzruszające! Miała jedyną córkę i gorąco życzyła sobie, ażeby ją wydała z domu, ze