Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— Chryste Panie! — wyrwało się z gardła pani Kondelikowej.
Wejwara zdrętwiał. Opadła go zabobonna lękliwość, że straszliwy jakiś los ściga wszystkie jego kroki i prześladuje go przeciwnościami, dla niego tylko przygotowanemi. W tej chwili wyciągnęła doń rękę Pepcia i ścisnęła mocno jego prawicę, jakby prosiła o pomoc. Ale nim mógł coś powiedzieć lub uczynić, ozwał się mistrz rozpaczliwie:
— Ja wiedziałem, że nas czeka nieszczęście! Wejwaro — wy to nazywacie jubileuszem, a mnie...
Nie dokończył. Gdy się poruszył, przechyliła się dorożka prawie na bok i mistrz wysypał się prosto w śnieg.
Z godną podziwu szybkością i zręcznością powstał wszakże znów na nogi, i podczas gdy Wejwara pomagał damom zejść z powozu, grzmiał Kondelik do dorożkarza:
— Jakie to macie naczynia, człowiecze! Jak się możecie odważyć wyjechać z domu z takim gratem! Ja to zamelduję... tego tak nie zostawię.
Woźnica podnosił arkę i również wściekle odpowiadał mistrzowi, mierząc oczyma jego cielesność...
— Tysiące ludzi już woziłem, ale właśnie pod panem się złamało, tu, na tej stronie. I niema dziwoty, to ciężar! A to dorożka, panie, to nie tramwaj, panie!

No, najgorszy kawał drogi mieli po za sobą; matka i córka oczyściły tatkę ze śniegu, Wejwara obliczył się z dorożkarzem, którego zostawiono wła-