Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/49

Ta strona została przepisana.

snemu losowi i za pół godziny odświeżali się u Mahulika przy ulicy Myślikowej.
Pepcia się teraz z całego wypadku śmiała, ale pokryjomu, aby tatko nie zauważył, a Wejwara, pobudzony tem, nabył także odwagi, i nie lękał się przymówek mistrza, których napewno nie uniknie.
Dobrze zrobiony cąber zajęczy nastroił mistrza pogodniej, chociaż zupełnie milczeć nie umiał. Kiedy też po jedzeniu zapalał wirginja, wpadł na Wejwarę:
— Gdy pan kiedyś będziesz chodził sam, panie Wejwaro, z żoną, i nie będzie przytem żadnego rozumnego człowieka, to skręcisz pan gdzie kark! A gdy to pana spotka, przypomnij sobie, żem to panu przepowiedział.
— Bądź kontent, staruszku, że się tak dobrze skończyło — godziła pani Kondelikowa.
— Kontent, kontent! — dąsał się mistrz. — Mam się ciągle cieszyć, dopóki mnie gdzie nie zabijecie, lub nie utopicie! A wy mi to zrobicie, ludzie, wy mi to zrobicie! Czuję ten upadek we wszystkich kościach!
Mistrz Kondelik byłby może jeszcze dalej wymyślał, ale w tem otworzyły się drzwi i do piwnicy wtargnęło całe pozostałe towarzystwo z Liszki w usposobieniu jaknajlepszem.
Kiedy się wszyscy usadowili jaknajwygodniej, pan Kondelik sam opowiedział o przebytej przygodzie, malując barwami czarnemi straszny wypadek, „jak to się z nim dorożka rozsypała.”
Dziewczęta stryjka rzeźbiarza rozśmieszyło to