Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/55

Ta strona została przepisana.

by to zobaczyć. Wejście tylko czterdzieści krajcarów od osoby, bilety rodzinne po reńskim — i na cel tak poważny!
Pani Kondelikowa i Pepcia słuchały z wielkiem zajęciem. Pojmowały, dlaczego Wejwara mówi o tem, i w duchu zgadzały się z nim. Tylko czy tatko!...
Ale mistrz nie mówił nic, zupełnie nic, a Wejwara tak pragnął, aby jego wielki dzień miał uroczystą przygrywkę! Czytała to pani Kondelikowa w jego oczach, zdecydowała się więc sama.
— No, staruszku? Moglibyśmy tam także zajść i popatrzeć. Besedę mamy ciągle, noc wenecka nie wróci znowu tak prędko, a jak żyję, nie widziałam nic podobnego. Co ty na to?
— Że tam będzie masa ludzi, a nic do picia i do jedzenia — to mówię! — odparł mistrz i obierał dalej spokojnie gęsie skrzydełko.
— Dla ludzi się to robi i dlatego przyjdą tam, to prawda — mówiła pani. — Bez ludzi byłoby ogromnie smutno. Dlatego sądzę, że moglibyśmy iść tam także...
— Jabym wolał pozostać w domu — zauważył mistrz.
— O tem wiem, staruszku — wtrąciła pani — tybyś zawsze najchętniej pozostał w domu, kiedy masz iść gdzie z nami. Ale gdybyśmy nie chcieli pójść na noc wenecką, to poszedłbyś do Besedy.
— No, więc pójdziemy, dla świętego spokoju! — zawołał pan Kondelik, dogryzając gęsie skrzydełko...