chwilę, jakby przepraszał Pepcię, że przy pierwszym całusie przed chwilą nie prosił o pozwolenie.
Po cichutku uchyliły się drzwi od kuchni i głos pani Kondelikowej zabrzmiał łagodnie i dobrotliwie:
— Nakryłaś, Pepciu?...
Wejwara puścił rękę Pepci, ale pani Kondelikowa czuła, co się przed chwilą stało. Spojrzenie Pepci, jej pomieszanie, jak i pochylona w ogromnem zakłopotaniu głowa Wejwary — pani Kondelikowej nie trzeba było więcej.
Dłużej nie umiała się powstrzymywać. Szybko zatem podeszła ku Wejwarze i zapytała:
— Czy można powinszować, panie Wejwaro, prawda to?
Nawet nie miał siły odpowiedzieć, kiwnął więc tylko głową i schylił się, by panią matkę w rękę pocałować.
— Szczęść panu Boże, panie Wejwaro! — winszowała matka. — Boże, Boże — jakże się sama cieszę...
Szybko otarła dłonią oczy, poczuła w nich bowiem gorącą wilgoć. Cały tydzień oczekiwała tej chwili, a jednak tak ją to wzruszyło, jakby się stało nieoczekiwanie.
— Boże, Boże! — powtórzyła — tatko się ucieszy. My pana uważamy za swego, panie Wejwaro! Ale poczekaj, Pepciu, teraz nie mów nic, mógłby się tatuś skaleczyć!
Chwila, zanim mistrz Kondelik ogolił swoją
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/58
Ta strona została przepisana.