Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/66

Ta strona została przepisana.

łódka szarpnęła, kadłub jej się przechylił i — chlup, chlup! nad mistrzem zawarła się woda. Z ust obu kobiet wyrwał się okrzyk rozpaczy, ale w tem wynurzył mistrz połowę ciała z wody i zataczając się sapał, a wyciągnąwszy rękę po kapelusz, ryknął jak zwierz.
— Miliońska duszo, poco mnie namawiasz, bym wtykał laskę! Spojrzyj pan, jak wyglądam! Jezus Marya, ludzie. Poczekajcie! Nie uciekajcie ode mnie!
Wskutek upadku pana Kondelika, łódka rozkołysała się rzeczywiście i cofała się, mistrz tracił grunt pod nogami. Skoczył rozpaczliwie i pochwycił za brzeg łódki.
— Człowiecze, chyba mnie tu nie utopisz!
— Chryste Panie! Kondeliku, nie wysyp nas! — jęknęła pani Kondelikowa.
— Tatku, trzymaj się! — łkała panna Pepcia.
— Proszę pana, raczy pan wybaczyć, ale nic jestem winien. Raczył się pan za bardzo przechylić, niech mi szanowny pan wierzy, że wolałbym, gdybym sam był wpadł w wodę...
— Jabym także wolał, gdybyś pan był na mojem miejscu, nieszczęśliwy kapitanie — srożył się pan Kondelik — i gdybym tu nie miał żony i dziecka, obróciłbym pana z tą wanienką do góry dnem! Jezus Marya, ludzie! — poszedłem na pilzeńskie i oto wlewam w siebie Wełtawę! Ciepłe to, jak ług! A teraz wciągnijcie mnie w łódkę!
— Panie szanowny! — jąkał się Wejwara w śmier-