Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/76

Ta strona została przepisana.

— Ani nawet ten Wejwara dziś nie przychodzi...
— Nie mów mi o Wejwarze! — wybuchnął mistrz. — Dobrze robi, że nie przychodzi! Wie on, dlaczego! Powiedziałbym mu dziś, czegom nie rzekł wczoraj.
Pani żałowała już, że o Wejwarze wspomniała, chciała to zatem jakoś naprawić, i zwróciła się do chorego:
— Ależ, staruszku, Wejwara temu nie winien. Cobyś mógł mu powiedzieć! Jego to z pewnością nie cieszy, nieboraka.
— Jeszcze czego, żeby się śmiał ze mnie! — mruczał mistrz. — Waryat — i koniec. W takiej łódeczce, jak pudełko od zapałek, puszczać się z nami na wodę. Przecież moglibyśmy się wszyscy potopić!...
— No, ale nie utopiliśmy się, staruszku, dzięki Bogu!...
— Ten człowiek nie ma za grosz rozumu — ciągnął pan Kondelik. — I to właśnie ja wpaść musiałem w wodę. Ja! Jego przyszły teść! Żeby jeszcze ktoś wrzucał w wodę swoje teściowe, choćby nawet przyszłe, tobym może jeszcze zrozumiał, ale...
— Kondeliku! — zawołała z wyrzutem.
— Tobym zrozumiał, powiadam; ale płukać w wodzie teścia. Teraz dosyć tego, powiadam, dosyć tego! A jeśli przyjdzie, powiem mu, ażeby się więcej nie fatygował. Takiego człowieka do rodzi-