Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/79

Ta strona została przepisana.

Dziś poraz pierwszy nie pozwala się pani Kondelikowa pocałować w rękę! Co to znaczy? Pani Kondelikowa, która go jeszcze nigdy nie opuściła w nieszczęściu!
— Przecież nie gniewa się na mnie szanowna pani, że nie przyszedłem już przed południem. Wahałem się, naprawdę, szanowna pani...
— E, nie gniewam się, panie Wejwaro, wcale się nie gniewamy — odparła coraz bardziej zakłopotana — ale tatko nam chory, tatko —wymówiła nagle, by Wejwarze objaśnić sytuacyę.
— Dla Boga! pan Kondelik — zawołał Wejwara, zarumieniwszy się po uszy.
Sumienie jego, które przez całe rano stłumić się starał, znów się ozwało.
— Chory, niestety! po tej nieszczęśliwej przygodzie wczorajszej, to przejdzie; ale jest bardzo niecierpliwy, bardzo i ruszyć się nie może, doprawdy, nie wiem, czy mam pana...
Zaczęła mówić szeptem, dopiero teraz bowiem zauważyła, że w pośpiechu zostawiła drzwi od pokoju otworem.
Wtem z pokoju pana Kondelika zabrzmiał groźny głos, targający nici całej dalszej dyplomacyi:
— Jeżeli to Wejwara, stara, to powiedz mu, aby do nas przyszedł, gdy znowu będzie jaka noc wenecka.
Pani skamieniała. Wejwara musiał słyszeć.