Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/85

Ta strona została przepisana.

ci nie wyrzucam, tyś miał boleści, jam je czuła razem z tobą, wszak jesteś jedynym moim mężem, a Pepci ojcem. Wejwarze więcej nie było potrzeba. Ma on dla ciebie uszanowanie, Kondeliku, poważa cię, mój Boże, z twoich rąk chciał otrzymać żonę, Pepcię, a żona jest błogosławieństwem bożem, ale taki delikatny człowiek nie może być zrzucony ze schodów, takich ludzi nie wielu jest na świecie.
— No, no, no — wtrącił Kondelik.
— Ja wiem, Kondeliku, on jest dla ciebie małą figurą, ale nie zapomnij, że będzie większym. Tyś także nie był tem, czem jesteś dzisiaj, gdyśmy się pobrali; ale mój ojciec, moja matka, myśmy do ciebie mieli zaufanie, a tyś go nie zawiódł. Niech ci dziś kto wyrówna! Jesteś malarzem, jakich niewielu w Pradze.
Panu Kondelikowi było tak, jakby go kto biczował. Ta powaga małżonki rozbrajała go. Nie miał kogo strofować, nie mógł złorzeczyć, oblewała go zimną wodą.
— Chyba za nim gonić nie będę? — bąknął.
— Tego nie mówię, Kondeliku, aczkolwiek nie byłoby poniżeniem, gdybyś mu jakoś zaszedł drogę. Pewno nie czytałeś dziś gazet. Ktoś tam w magistracie umarł, wszystko posuwa się w górę, Wejwara naznaczony został do prezydyum. Do prezydyum, Kondeliku! Pracuje pod samym burmistrzem. Panowie z prezydyum są prawą ręką burmistrza, władają całą Pragą. Są więc widoki karyery! Więcej