Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

nic nie dostał, jeszcze się niczem nie zobowiązał, jeszcze jest sobie panem, więc może pójść, choćby na śpiewaczki, kiedy mu się będzie podobało. Dopiero otworzy oczy, gdy wszystko posłyszy.
— Ty mu nie powiesz nic, Kondeliku — rzekła pani łagodniej. — Co trzeba, powiem sama. Ty przemówisz dopiero, gdy będzie chodziło o Pepcię. Skończymy to dziś wieczorem. Mam nadzieję, że jako rozumny małżonek i ojciec, będziesz mnie w tem popierał. O wczorajszym wieczorze zapomnijmy, ale dzisiaj należy do nas, do mnie i do Pepci.
— Dlaczego tego nie powiedziałaś na wstępie, oszczędziłabyś mi niedzielnego kazania — rzekł pan Kondelik.
— Uwagi dobrej żony i sumiennej matki nigdy nie są zbyteczne, Kondeliku, a teraz mógłbyś zajść do Wejwary, ażeby po obiedzie przyszedł do nas. Dzień jak wymarzony, pójdziemy na spacer.
Pan Kondelik był zadowolony, że się tak skończyło, ubrał się i poszedł do Wejwary.


∗             ∗

Po godzinie drugiej Wejwara był już u Kondelików. W kieszeni na piersi przyniósł futeralik z pierścionkiem dla Pepci.
Pani Kondelikowa była już znowu jak cukierek. Witała uprzejmie Wejwarę, na którego obliczu ciągle jeszcze malowało się nieczyste sumienie i wyłuszczała swój program: