Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/101

Ta strona została przepisana.

my sobie winem, a potem dopiero będzie nam wesoło, jak się patrzy. Przecież to ostatni dzień Wejwary, do śmierci już taki wolny nie będzie.
— Co tatko mówi? — odezwała się nagle Pepcia i pochwyciła ojca dwoma palcami bardzo lekko za ucho.
— Co mówię? Oto radzę panu Slawiczkowi, ażeby się także ożenił, a on mi na to, że już niby takiej dziewczyny niema na świecie i że najprawdopodobniej pozostanie wdowcem. Swoją drogą nie słyszysz, że w kuchni ktoś dzwoni!
Spełniło się, co przepowiadała pani Kondelikowa. Była to Myszkówna, którą tu przyprowadziła służąca i po którą przyjdzie później brat. Nie mogła wytrzymać, więc wybrała się chociaż po kolacyi.
Na widok Amalki stopniał nareszcie pan Slawiczek, a gdy po godzinie przyszedł po nią brat, towarzystwo bawiło się jaknajlepiej.
Wejwara i Pepcia bardzo byli wdzięczni nowym gościom, mogli bowiem dopiero teraz poświęcić się sobie. Chwilami wybiegała Pepcia do przyległego pokoju, ażeby pokazać jakąś drobnostkę Amelce, a zawsze biegł za nią w ślad Wejwara i potem trwało bardzo długo, nim Pepcia powróciła. Była zawsze potem bardzo rumiana, a Wejwara wychodził za nią, jak cień, ale z wyrazem twarzy, który możnaby tłómaczyć mniej więcej słowami: ja nic, proszę państwa, zupełnie nic!
Ani Kondelik, ani Slawiczek z Amalką nie zwracali uwagi na wycieczki Pepci i Wejwary do drugiego pokoju. Za to pani Kondelikowa, choć nie patrzy-