Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/107

Ta strona została przepisana.

się nagle w smutne wzruszenie, a oczy zaczęły ją palić...
Weszła tu, ażeby Pepcię obudzić, ale nie uczyni tego. Niech się wyśpi, robaczek, poraz ostatni, niech się wyśpi szczęśliwie, błogo, jak dziecko. Tu sypiała, jak pisklę pod skrzydłami matki, ale dziś się to skończy.
Na palcach, uważając, aby nic nie potrącić, szła matka do kąta, gdzie stało łóżko córki; chciała się jeszcze przyjrzeć śpiącemu dziewczęciu.
Podczas tych kilku kroków, dzielących ją od łóżka, przeleciał jej przez głowę cały dotychczasowy bieg życia Pepci, od owego dnia, gdy się poraz pierwszy ozwał jej płacz cichy. Jak błyskawica mignęły przed oczyma duszy pojedyncze stacye życia drogiego dziewczęcia, gdy dostała pierwsze ząbki, gdy chorowała na trzonowe, gdy poważnie zabawiała się pierwszą lalką. Widzi Pepcię, jak jej poraz pierwszy towarzyszyła do szkoły, a po latach kilku biało ubranej do pierwszej komunii, widzi ją w pierwszej długiej sukience, na lekcyi tańca. Nagle zjawia się obok niej Wejwara, a od tej chwili Pepcia staje się inną...
Posunęła się bliżej, wytężając wzrok, ażeby przeniknąć ciemności, gdy ozwał się głos:
— Toś ty, mamusiu?
— Czy nie śpisz, dziecię?
— Od kiedy już nie śpię! — rzekła Pepcia, siedząca na łóżku pod pierzyną, z kolanami przyciągniętemi pod brodę.
— Czemu nie śpisz? Nie chciałam cię budzić,