Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/108

Ta strona została przepisana.

chciałam cię tylko zobaczyć, córuniu. Dziś trzeba ci się było dobrze wyspać, wieczorem może się to odbić na tobie.
— Nie mogę, mamusiu. Przebudziłam się i miałam takie uczucie, jakby mnie kto trącił.
— Ja także, dziecię, ja także. Widzisz, takie jesteśmy, my kobiety, sen mamy zajęczy. Tatko chrapie sobie jeszcze, a z pewnością Wejwara również.
— O nie! — odpowiedziała Pepcia zcicha. — On już jest z pewnością na nogach — — i w kościele...
— Coby tam robił? — dziwiła się matka.
Pepcia zwierzyła się matce o wypadku Wejwary.
— Widzisz, widzisz, jaki to dobry człowiek. Wszystko powie o sobie. Niema w tem przewinienia żadnego, nieświadomość grzechu nie czyni.
— Ale nie mów o tem tatusiowi, mamusiu! — ostrzegała Pepcia.
— Broń Boże! To nie dla tatki! Czy naprawdę nie uśniesz więcej?
Pepcia, zamiast odpowiedzi, zeskoczyła z łóżka, porwała matkę za szyję i szeptała:
— Jakżebym chciała, mamusiu, ażeby to było od dziś za tydzień!
— Upłynie, nie zauważysz nawet, dziecię, ale skoro już wstałaś, to chodź, przygotujemy śniadanie...
Kasia paliła już w kuchni i za chwilę zgrzytał młynek.