O trzeciej ukazał się znowu Wejwara: przyjechał z ojcem i siostrą.
Powitanie było pośpieszne i rodziną Wejwary zajął się głównie mistrz Kondelik. Pepcia przy pomocy matki i ciotki kończyła w tylnym pokoju swoją tualetę weselną. Przed chwilą odeszła pani Skrzywankowa, fryzyerka, która całą godzinę pracowała nad modną koafiurą narzeczonej.
Nareszcie ukazała się Pepcia. Cała w bieli, jak każda panna młoda, twarz miała bladą. Stary pan Wejwara znał ją już z fotografii, ale nie wyobrażał sobie tak ładną, jak znalazł w rzeczywistości, czuł się też ogromnie zakłopotanym, gdy Pepcia, ująwszy go za rękę prawą, szczerze ją pocałowała. Narzeczonego tak to wzruszyło, że oczy mu zaszły łzami. Gorąco pragnął, aby wybór jego zadowolił rodzinę, radośnie też spoglądał na ojca, z którego twarzy wyczytał zadowolenie.
— To moja siostra, Pepciu — przedstawiał Wejwara.
Pepcia objęła Tonię Wejwarównę, już również zaręczoną, i pocałowała ją gorąco. Wejwarze serce rosło w piersiach.
— Teraz powinieneś już wdziać frak, staruszku — szepnęła małżonkowi pani Kondelikowa.
— No, no, wezmę, za chwilkę. Znasz mnie dobrze i wiesz, że nie lubię być opięty...
Mistrz miał na sobie jeszcze surdut codzienny. Powoli i nań padało brzemię uroczystości chwili, więc starał się, ażeby jaknajdłużej obronić się od tego ciężaru.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/115
Ta strona została przepisana.