Pani Kondelikowa dreptała smutna i chmurna chwytając się zupełnie bezcelowo różnych drobnostek i znów je kładąc na miejsce. Dziwnem to było dla mistrza, że cały dom niezwykle był uprzątnięty. Nigdzie żadnej rozpoczętej roboty, nigdzie śladu obcinków płótna, maszyny do szycia były przykryte, martwo i cicho było w pokoju, jak po pogrzebie.
Pepcia przechodziła dwa razy, jak spłoszona, po pokoju i zniknęła za każdym razem w kuchni. Widocznie unikała spojrzenia ojca. Ale im usilniej się o to starała, tem dziwniejszem było to dla ojca, który ją nareszcie zatrzymał:
— No, Pepi!
— Co chcesz, tatusiu? — odezwała się Pepcia drżącym głosem, ale nie zwróciła się do niego twarzą.
— No, słuchaj, dziewczyno! — zawołał mistrz jeszcze raźniej i przymusił córkę, że musiała się ku niemu obrócić.
Wtedy zobaczył pan Kondelik, że ma oczy czerwone od łez, że nozdrza jej dotąd drżą, i tylko z największym wysiłkiem tłumi nowy płacz.
— Cóż to znaczy, co ci się stało? — podszedł ojciec bliżej.
Wtedy pani Kondelikowa przemówiła po raz pierwszy. Spojrzeniem nakazała córce, aby zniknęła w kuchni, jednocześnie zaś pochwyciła małżonka za ramię i rzekła smutnie:
— Daj jej spokój, Kondeliku, wszystko ci powiem...
Mistrz już, już chciał wybuchnąć na swój spo-
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/12
Ta strona została przepisana.