Pani Kondelikowa stała obok niej, wpijając się oczyma w córkę. Przeczuwała, co się z jej dzieckiem dzieje! Łagodnie dotknęła córki i rzekła zcicha:
— Tak, moje dziecię, podaj rękę Wejwarze, wyjdziemy ostatni...
Pepcia ścisnęła rękę matki i szepnęła:
— Mamusiu!
Nagle wszakże wyrwała się matce i pośpieszyła do swej sypialni. Rozejrzała się poraz ostatni w dotychczasowem mieszkaniu, podeszła do łóżeczka, spojrzała na krucyfiks, który nad niem wisiał, dotknęła się końcami palców i po trzykroć się przeżegnała.
Wzruszenie pani Kondelikowej, która pośpieszyła za córką i widziała nieme to pożegnanie i prośbę do Ukrzyżowanego o siłę, zmieniło się w płacz. Wszystko rozpływało się przed nią w niewyraźne kontury, nawet postać córki.
— Pójdź, dziewczę, pójdź — zawołała — Franciszku, chodź pan po nią...
Wejwara, sam blady cały, podszedł i mówił półgłosem:
— Pepciu, Pepciu!
Pepcia podała mu rękę, a gdy przechodziła przez kuchnię, zatrzymała się przy służącej Kasi, już również wystrojonej do kościoła.
— Panienko, niech ci Bóg da szczęście.
Tłuste wargi Kasi pokryły rękawiczkę oblubienicy głośnemi pocałunkami.
Pepcia odciągnęła rękę, pochyliła się ku Kasi
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/120
Ta strona została przepisana.