Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/122

Ta strona została przepisana.

i całą tę paradę, jaka jej towarzyszy! Gorące życzenie pani Kondelikowej, choć trochę dziwaczne, popierała miła, jasna pogoda, uczyniono jej więc zadość.
Zresztą pamiętała o wszystkiem, ażeby się Pepcia nie zaziębiła, a przecież o Pepcię głównie tu chodziło. Kazała jej zrobić zgrabny płaszczyk z białego atłasu, starannie watą podszyty i bogato puchem łabędzim ozdobiony.
Gdy powozy ruszyły, pani Kondelikowa, która z budowniczym Beczką siedziała w czwartym, rozejrzała się troskliwie, w jakim kierunku jadą, i zwróciła się do swego sąsiada:
— Wiedząż, którędy mają jechać, panie architekcie?
— Wiedzą, wiedzą, szanowna pani, niech się pani nie troszczy. Pojedziemy ulicą Szczepana, przez plac Wacława, Owocową, Ferdynanda, Spaloną i Purkyniego do Besedy. Umyślnie wybrałem najdłuższą drogę.
— Bardzo dobrze, panie architekcie — mówiła pani Kondelikowa z wyrazem zadowolenia — jesteśmy panu bardzo wdzięczni, tu potrzeba było męża doświadczonego. Raz w życiu człowiek jedzie na wesele, gdy je wyprawia własnemu dziecięciu, więc potrzeba doświadczonych panów aranżerów. Byle tylko nie jechali bardzo szybko — dodała prędko.
— Nie, szanowna pani, nakazałem, ażeby jechali zupełnie wolno...
— To dobrze — odetchnęła. — Pepcia nieprzyzwyczajona do tego, Boże, kiedyż ona jeździ! Szybka