przybyć prędzej niż oni, gdzież przeto jest, dlaczego nie przychodzi? Dziś, gdy każda minuta tak jest droga, opóźniać się!
— Idź, idź, Franciszku do Pepci — odrzekła roztargniona — tatko musi przyjść lada minutę...
Panią Kondelikową opanował strach. Nie, dłużej czekać nie można. Zdecydowała się, wyszła z pośpiechem do szatni, zarzuciła płaszcz na ramiona i już otwierała drzwi, gdy pochwycił ją ktoś za rękę. Był to Wejwara.
— Gdzie mamusia idzie? — spytał zaniepokojony.
— Pojadę po tatkę, zaraz powrócę — odparła prędko. — Może nie umie otworzyć szafy, nie znalazł klucza...
— Ależ to ja pojadę! — wstrzymywał ją Wejwara.
— Co też ty mówisz, Franciszku! Ty musisz pozostać przy pannie młodej.
Wyrwała się panu młodemu i śpieszyła ze schodów, a śpieszyła dlatego, że nie była siebie pewną. A nuż rzeczywiście wetknęła gdzieś klucze od szafy...
Po chwili turkotał powóz na ulicę Jeczną, jak piorun i po pięciu minutach stanął przed domem, i oto tu także stała dorożka pana Kondelika. Mistrz jest zatem w domu, napróżno dobijając się do szafy.
Pani Kondelikowej mocno biło serce, gdy wchodziła na schody. Usłyszy ona od niego ładną litanię na kobiecy porządek! Ale niech tam — byle go przywiozła do Besedy.
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/130
Ta strona została przepisana.