Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/132

Ta strona została przepisana.

frak, lecz jakaś kamizelka z długiemi połami, do której przyczepione wisiały oba rękawy, połączone z frakiem wązkiemi tylko paskami materyi. Oba rękawy wyrwane były ze szwów, co świadczyło o gwałtowności, z jaką mistrz starał się pozbyć ciasnego ubioru. Gwałtowi temu uległy powoli oba rękawy, ale stan siedział dotąd mocno na ciele Kondelika, jakby przyrośnięty. Widząc, że daremne są jego wysiłki, padł Kondelik na krzesło i — czekał. Z fraka nie mógł się wydostać, a z wyrwanemi rękawami na wesele także iść nie mógł.
Pani Kondelikowa nie przemówiła już ani słowa, by nie tracić czasu. Pochwyciła za jeden rękaw, ażeby małżonka uwolnić, ale próba jej miała tylko ten skutek, że się rękaw odłączył i został jej w ręku. Za to wysunęło się zeń ramię mistrza.
— Jeden jakby już! — odsapnął Kondelik — teraz urwij drugi, a potem zajdź do laboratoryum artyleryi, by tę resztę rozerwali dynamitem. Inaczej się z tego nie wydostanę.
Pani Kondelikowa łykała ślinę, tak ją dusił gniew ogromny na męża, za to że wlazł w obcy surdut, na krawca, który tę przeklętą „piszczałę” podrzucił, na biedny frak, na cały świat.
Właściwie wszakże na gniew nie było czasu, główne zadanie polegało teraz na tem, aby wyswobodzić małżonka z ruin fraka, ubrać go w surdut i zawlec na wesele.
Wzrok pani Kondelikowej padł na nożyk męża, leżący na stole, i zrodził się w niej nowy pomysł.