Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/142

Ta strona została przepisana.

mogę iść nawet do żadnego kolegi, a o szóstej rano, pan Kaczaba jedzie...
Pan Beczka śmiał się na całe gardło, mistrz Kondelik uśmiechał się także, pani szeptała, nie wiedząc co robić, Wejwara tarł sobie czoło, czyby nie mógł jakoś dopomódz, nareszcie rzekł:
— Jabym — mówił nieśmiało — pożyczył panu inżynierowi choćby tę swoją czamarę, i wziąłbym sobie tymczasem frak...
Pani Kondelikowa spojrzała wdzięcznie na zięcia.
— Proszę pana — odpowiedział krawiec rozpaczliwie — nie można. Pan inżynier jedzie na wesele pewnego oficera, musi mieć frak.
— Naturalnie, że musi mieć frak — mówił Kondelik bardzo gorliwie. — Inaczejby oficer nie wygrał wojny.
Pan Beczka klasnął nagle w dłonie.
— Poczekajcie, znajdzie się rada!
Wszyscy czterej z krawcem Kaniczką powrócili do sali, gdzie już towarzystwo oczekiwało niecierpliwie ich powrotu.
Pan Beczka prowadził Kaniczkę prosto do Slawiczka.
— Wstań, młody człowiecze, możesz ocalić ojczyznę.
Slawiczek powstał chętnie.
— Jakże się panu wydaje? — spytał Beczka Kaniczkę, pociągając Slawiczka za kołnierz.
Mistrz Kaniczka przeglądał toaletę Slawiczka, obrócił młodzieńca jakby manekina, znów oglądał, wyjął z kieszeni metr kauczukowy, zmierzył rękawy,