Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/143

Ta strona została przepisana.

tył, zmierzył frak w pasie i odetchnął z głębi piersi.
Tenby pasował! Prawie jedna miara.
— Przyjacielu Slawiczku, zdejm pan frak — rozkazał pan Beczka.
Jak automat zdjął Slawiczek frak i już go pan Beczka ubierał we frak pana Kondelika.
— Wybornie! — wołał pan Beczka — teraz wyglądasz pan dostojniej.
W sali zabrzmiał śmiech towarzystwa, śmiał się sam Slawiczek, który we fraku Kondelika wyglądał, jakby w nim tonął.
— No widzicie mistrzu — mówił pan Beczka — w domu go pan wyprasujesz, pan inżynier Kaczaba nic nie straci, a gdy pan zreparujesz tamten, będzie wszystko w porządku.
Kaniczka chciał już odejść, ale pani Kondelikowa, w szlachetnym porywie serca nie pozwoliła na to. Jedzenia pozostało dosyć, mieli więc przez całą godzinę nowego gościa.
Mistrz Kondelik nie potrzebował więcej mówić o swej przygodzie, wystarczyły odwiedziny Kaniczki. Stary pan Wejwara zauważył, że nic podobnego jeszcze nie widział.
— Mnie się to także już nigdy nie powtórzy, — śmiał się mistrz Kondelik — teraz będę ostrożnym ze wszystkiemi frakami.
— Najlepsze z tego wszystkiego — zwierzał się Slawiczek panu Beczce — że ten mój frak właściwie także nie jest moim. Pożyczyłem go sobie od naszego koncepisty.
Pan Beczka tłumił dłonią śmiech.